poniedziałek, 29 sierpnia 2011 | By: Harashiken

Zysk i S-ka leci w kulki! - czyli frustracja czytelnika

W ostatnim wpisie odnośnie nowego stosiku napisałem, iż Pomruki Burzy były wielkim zawodem tego stosiku. Z braku czasu przed wyjazdem nie miałem możliwości rozwinięcia tej myśli. Oto obiecany wpis i wyjaśnienie powodu mojego niezadowolenia:

Tadam!
Po lewo ostatni wydany tom cyklu, po prawo najnowszy i pierwszy z trzech będących zakończeniem cyklu.

No i jak to wygląda? Nie chcąc używać wieelu brzydkich wyrazów powiem tylko - masakrycznie. Sześć lat czekania na początek końca cyklu i cztery lata od polskiego wydania ostatniego tomu z napisanych przez Jordana i dostajemy niespodziankę. W czasach kiedy wydawnictwa żerują na czytelnikach dzieląc obszerniejsze tomy na części i wymuszając wydanie 2x tyle pieniędzy Zysk zebrał się na ukłon w stronę czytelników i wydał "Pomruki..." w jednej części. Ale żeby to było możliwe zwiększył format książki. Nóż mi się w kieszeni otwiera na myśl o inteligencie, który wpadł na ten pomysł, a tym bardziej kiedy spoglądam na półkę i widzę 21 małych tomów i wielkie opasłe tomisko wystające przed szereg i wynoszące się ponad nim.

Jakby tego było mało Zysk wydał również reedycję dwóch najrzadszych i najtrudniejszych do zdobycia części cyklu. Mowa tu o "Ogniach Niebios" i "Spustoszonych Ziemiach". Te również zostały wydane w jednej części tak jak miało się to w oryginale i... w takim samym formacie co "Pomruki Burzy". O ile jeszcze końcowy tom przeboleć jakoś można to wyobraźcie sobie kogoś kto ww. tomów nie ma. 19 części w formacie 11,5 x 18,5 cm, a w samym środku wielki grubas 14 x 20,5 cm. Gratuluje wydawnictwu tak poronionego pomysłu. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że pewnego dnia postanowią wydrukować wydanie rozbite na dwie części pasujące do reszty cyklu.

###

Na dzień dzisiejszy tj. sierpień 2012 (tak trochę czasu minęło od publikacji wpisu) wydane zostało już pięć tomów w nowym formacie. W okolicy czasu publikacji wpisu pisałem do wydawnictwa z zapytaniem o stary format i niestety odpowiedzi się nie doczekałem. Tak więc uważam, że Zysk ma czytelników i ich opinię w głębokim poważaniu i jeśli kogoś nie stać na kompletowanie KC od nowa, bądź ma sentyment do starego wydania, którego pozbyć się nie chce może zapomnieć o kolekcji KC w jednolitym wydaniu. Nie sądzę by była nadzieja na skończenie go w starym formacie.
piątek, 26 sierpnia 2011 | By: Harashiken

Stosik #3


Oto ostatni stosik sierpniowy i prawdopodobnie przedostatni stosik w tym roku. Ostatni tegoroczny pojawi się koło grudnia i będzie się składał z większości pozycji zawartych w "zapowiedziach".


Od góry:
1) Wielki Bazar. Złoto Brayana - Peter V. Brett, kupiłem w ciemno, są to chyba dodatkowe opowiadania i historie osadzone w świecie znanego z Trylogii Demonów.
2) Pan Milczącego Królestwa - Glen Cook, drugi tom cyklu Delegatura Nocy. Co prawda nie posiadam pierwszego ale nie mogłem się powstrzymać by nie kupić z empikowskiej przeceny za jedyne 15zł :)
3) Pomruki Burzy - Robert Jordan, Brandon Sanderson, długo oczekiwany pierwszy z trzech tomów kończących ten kultowy cykl. A także wielki zawód tego stosiku przynajmniej od strony wydania. (ale o tym w osobnym poście w przyszłym tygodniu, teraz wyjeżdżam na weekend i nie mam czasu na rozpisywanie się ^^).
4) Peanatema - Neal Stephenson, trochę ambitnej i bardziej wymagającej literatury fantastycznej. Zapowiada się niesamowicie i pewnie długo na półce nie będzie czekać :)
wtorek, 23 sierpnia 2011 | By: Harashiken

Trylogia Zimnego Ognia

Autor: C. S. Friedman
Tytuł: Świt Czarnego Słońca, Nadejście Nocy, Korona Cieni
Cykl: Trylogia Zimnego Ognia
Wydawnictwo: MAG
Oprawa: miękka
Liczba stron: 1550
Status: posiadam
Ocena: 5+/6

Trylogia Zimnego Ognia to pierwsze tak specyficzne połączenie dwóch gatunków z jakim się spotkałem. Mowa tu o połączeniu sf z fantasy, drugim przykładem takiej fuzji jest opisany przeze mnie wcześniej Pan Lodowego Ogrodu. Tu jednak postawiony jest nacisk przede wszystkim na fantasy, motywy sf są tłem historycznym.

Niewiele chyba zdradzę przedstawiając historię planety Erny na której toczy się akcja powieści. Historia nie jest co prawda opisana od razu, ale nie jest też wielką tajemnicą. Otóż ludzkość zniszczyła ziemię, albo raczej doprowadziła ją do stanu, w którym nie dałoby się na niej dłużej żyć. Powstał więc potężny statek kosmiczny, załadowany dorobkiem naszej technologii, biotechnologii i całej reszty, która mogłaby się przydać na obcej planecie, dorzucono również zwierzęta, rośliny i kolonizatorów. Ludzie zostali poddani hibernacji, a statek zaprogramowany by sprawdzać każdą napotkaną planetą, porównywać ją z ziemią i wysadzić ludzi na tej, która najbardziej będzie ziemię przypominać. Niestety doleciał on do końca galaktyki i nie znalazł odpowiedniej planety, paliwo było na ukończeniu, z braku możliwości wysadził ludzi na ostatniej planecie. Okazała się ona bardzo nieprzyjazna, nie powiem jak udało się ludziom przetrwać jednak zaznaczyć trzeba, iż do tej pory są oni intruzami których planeta najchętniej by się pozbyła. Erna jest pełna prądów mocy zwanych fae, niewidzialnych gołym okiem, wyczuwalnych tylko dla niektórych. Ludzie, którzy rodzą się z umiejętnością korzystania z fae są zwani adeptami i potrafią postrzegać świat trochę inaczej niż zwyczajni ludzie. Można także nauczyć się korzystać z fae nawet jeśli z tą umiejętnością ktoś się nie urodził, nigdy jednak takowi ludzie nie osiągną poziomu adeptów. Najbardziej niebezpieczna i potężna jest fae nocy, która potrafi materializować ludzkie koszmary, te zaś łatwo mogą przyczynić się do ludzkiej śmierci. Ale nie tylko ona, fae potrafi wchodzić w interakcję z ludzkimi myślami. Tak jak potrafi zmaterializować nasze koszmary, tak samo może uczynić z wątpliwościami, co czyni niemożliwym rozwój. Wyobraźcie sobie pistolet, trzymacie go w dłoni chcecie strzelić, wiecie, że zadziała, ale jeśli na ułamek sekundy w podświadomości pojawi się wątpliwość czy lęk, że coś pójdzie nie tak może on dzięki fae wybuchnąć w dłoni.

Fabuła nie jest zbyt odkrywcza, w sumie to jest chyba najsłabszym elementem powieści. Śledzimy losy Damien'a Kilcannon'a Vryce'a kapłana kościoła Jedynego Boga, tak dokładnie Tego Boga, naszego ziemskiego, choć dni jego świetności na Ernie już dawno przeminęły. Kościół powstał kilkaset lat przed akcją książki z inicjatywy człowieka niezwykle ambitnego i potężnego. Jego wielkim marzeniem było stworzenie tu drugiej ziemi, powrót starych czasów i świetności ludzkiej rasy. Dla kościoła jest to postać niemalże święta i jest on nazywany Prorokiem. Ale wróćmy do naszego bohatera, nie jest on jak można by przypuszczać słabowitym, chuderlawym staruszkiem nawracającym zbłąkane owieczki. To potężny facet w sile wieku, umiejący się posługiwać mieczem i zdolny do uduszenia nie jednego potwora zagrażającego jego życiu. Przybywa do miasta by nauczać młodych kandydatów na kapłanów leczniczego wykorzystania fae. To jedyna magia jaką kościół toleruje, choć nie wszyscy duchowni patrzą przychylnie nawet na takie jej wykorzystanie. Damien poznaje w mieście pewną kobietę, adeptkę prowadzącą sklep z magicznymi akcesoriami i zakochuje się w niej. Wkrótce potem jednak zostaje ona porwana przez tajemnicze istoty z północy, a kapłan wraz z pomocnikiem owej adeptki, której na imię Ciani rusza ją ratować. Nie byłoby w tym nic porywającego gdyby nie jeszcze jeden człowiek, którego wkrótce spotykają na swojej drodze i który z nieznanych powodów postanawia się do nich przyłączyć. Gerald Tarrant bo o nim mowa to postać niezwykła. Skryty i tajemniczy, potężny i wyniosły, jest zupełnym przeciwieństwem Damiena. To okrutnik, człowiek przeżarty przez zło, który gotów jest posunąć się do wszystkiego i przekroczyć wszelkie granice by osiągnąć swój cel. I właśnie relacje między tymi dwoma osobnikami są największym autem serii. To jak utrzymują między sobą kruchy rozejm, choć najchętniej skoczyli by sobie do gardeł, jak powoli acz nieubłaganie więź pomiędzy nimi się zmienia i ewoluuje, jak wpływają na siebie nawzajem podczas tej wędrówki.

Każdy tom to w zasadzie oddzielna całość, stanowiąca inną opowieść. W każdej też pojawia się przeciwnik potężniejszy od poprzedniego, z którym bohaterowie muszą się zmierzyć. Dlatego też wspomniałem wcześniej o niezbyt odkrywczej fabule. Jednakże ważniejsza niż fabuła jest sama wędrówka, bohaterowie, ich relacje, otaczający świat, motyw kościoła czy wreszcie problem społeczeństwa żyjącego w świecie, który je odrzuca i nie pozwala na jakikolwiek rozwój. Społeczeństwa, które jest jednak skazane na ten świat.

Komu polecam? Każdemu :) Zarówno wyjadaczom fantasy, jak i tym mniej wymagającym czytelnikom. Myślę, że żaden z wielbicieli gatunku nie będzie żałował sięgnięcia po tę trylogię.
niedziela, 21 sierpnia 2011 | By: Harashiken

Słońce słońc

Autor: Karl Schroeder
Tytuł: Słońce słońc
Cykl: Virga
Wydawnictwo: Ars Machina
Oprawa: miękka
Liczba stron: 354
Status: posiadam
Ocena: 5/6

Ostatnio miałem ochotę na małą przerwę od fantasy, chwyciłem więc za pierwszą wydaną w Polsce powieść Karl'a Schroeder'a. Słońce słońc jest pierwszym tomem cyklu o niesamowitym świecie Virgi, który w stanach doczekał się już trzech kolejnych części.

Fabuła jest banalna, Hayden Griffin wiedziony pragnieniem zemsty, przybywa do stolicy Slipstreamu - państwa, które wchłonęło jego własną nację Aerie. Zamierza zamordować admirała, który 8 lat temu dowodził flotą odpowiedzialną za atak na jego kraj, podczas którego zginęła matka chłopaka. W czasie próby zbliżenia się do admirała wplątuje się w eskapadę mającą na celu zdobycie przedmiotu, który pozwoli Slipstreamowi uzyskać przewagę nad zagrażającej mu Formacji Sokoła. A potem odkrywa, że są lepsze sposoby na pomoc swojej nacji miast zemsty za krzywdy przeszłości.

Jednakże nie fabuła jest tutaj najważniejsza. Historia Haydena jest sposobem na pokazanie niesamowitego świata stworzonego przez autora. Przecież to w końcu cykl Virgi, a nie Haydena nieprawdaż? Wyobraźcie sobie świat, w którym wszystko dryfuje. Gigantyczny balon wypełniony powietrzem, w którym poza nielicznymi miejscami panuje nieważkość. Balon wypełniony licznymi skałami, połaciami ziemi, miastami czy całymi jeziorami dryfującymi swobodnie w powietrzu. To właśnie Virga, a jeśli wydaje się wam ona dziwna to poczekajcie na opowieści o tym jak wygląda wszechświat poza nią. Virga to świat powietrznych piratów, fuzyjnych słońc, miast przypominających wielkie koła i nieustannie przemieszczających się krajów, a także przerażającej zimy, panującej w miejscach, do których nie docierają promienie żadnego ze słońc.

Choć nigdy nie czytałem powieści steampunkowych to od początku "Słońca..." miałem wrażenie, że jest tu szczypta tego podgatunku. Pomimo, że konstrukcja świata Virgi wydaje się niezwykle zaawansowana technologicznie to mamy tu jednocześnie do czynienia z wieloma prymitywnymi rozwiązaniami. Papierowe zdjęcia, przestrzenne mapy tworzone z małych klejnotów i ludzkich włosów, prymitywna broń palna, miecz jako jeden z elementów uzbrojenia żołnierzy, rury głosowe na statkach powietrznych to tylko niektóre z nich. Jest to w dużej mierze podyktowane specyfiką Candesce, Słońca słońc, serca Virgi, którego promieniowanie nie pozwala na korzystanie z chociażby tak prymitywnej elektroniki, jaką są radary czy radiotelegrafy.

Nigdy nie miałem za wiele do czynienia z sf, ale uważam, że Słońce słońc stoi na całkiem wysokim poziomie. Jest to zdecydowanie dobra pozycja, która nie będzie stratą czasu bez względu na to czy jest się laikiem w tym gatunku czy też ma się za sobą największe dzieła sf. Ja osobiście z chęcią sięgnę po kolejny tom, kiedy takowy zostanie wydany.
piątek, 19 sierpnia 2011 | By: Harashiken

Stosik #2

Oto co się uzbierało z ostatnich dwóch tygodni. Wszystko to przez szereg niefortunnych zdarzeń i okazji, które doprowadziły mnie do tych poważnych wydatków. ^^
Ognie Niebios - Robert Jordan, numero uno w tym stosiku i niezaprzeczalnie najdroższy nabytek spośród wszystkich. Chociaż oczywiście opłacało się biorąc pod uwagę, że to nówka sztuka, nieśmigana, nigdy nieczytana. Niniejszym mogę również oznajmić skompletowanie wszystkich dotychczas wydanych tomów Koła Czasu, co nie było łatwym i tanim przedsięwzięciem. Żałuję tylko, że miałem już na półce "Spustoszone Ziemie", w przeciwnym wypadku mógłbym nabyć za bezcen drugi najwartościowszy tom cyklu i to w równie nienagannym stanie. Ale, że już go miałem nie zainteresowałem się tym wystawionym wraz z "Ogniami...".

Ok czas na właściwy stosik (od góry):
1) Rubieże - Jeffrey Ford, ostatni tom cyklu Cley'a czyli dość szczególnej fantastyki.
2) Słońce słońc - pierwsza wydana u nas powieść znakomitego kanadyjskiego pisarza sf Karl'a Schroeder'a. Jest to również pierwsza część cyklu o świecie Virgi.
3) Zagłada Czarnej Kompanii - Glen Cook, ostatni tom zbiorczego wydania cyklu opowiadającego o losach Czarnej Kompanii.
4) Blade Runner, Ubik, Człowiek z Wysokiego Zamku - Philip K. Dick, trzy dotychczas wydane w serii "Dzieła wybrane Philip'a K. Dick'a" książki kultowego amerykańskiego pisarza sf.

Na stosik miała trafić jeszcze jedna zdobycz, której przysłania oczekiwałem jednakże jak widać poczta się spóźnia. Trafi ona zatem prawdopodobnie na kolejny stosik, który pojawi się jeszcze w tym miesiącu. Potem pewnie długo, długo nie będzie nic z powodu porządnie nadwątlonych funduszy. 
niedziela, 14 sierpnia 2011 | By: Harashiken

Pan Lodowego Ogrodu

Autor: Jarosław Grzędowicz
Tytuł: Pan Lodowego Ogrodu (tomy 1-3)
Cykl: Pan Lodowego Ogrodu
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Oprawa: miękka
Liczba stron: 1661
Status: posiadam
Ocena: 6+/6

PLO to lektura, która wciągnęła mnie jak mało co. Zaczęło się od drobnego zainteresowania, po krótkim czasie zaś pochłaniałem po kilkakrotnie wszelkie znalezione w sieci recenzje w oczekiwaniu na dostarczenie pierwszego tomu. Pochlebne recenzje nie zawsze gwarantują, że dana książka nam się spodoba, ale czasem po zapoznaniu się z opiniami na temat danej książki mam pewne hmm... przeczucie można by rzec, które mówi mi, że będzie to przednie dzieło. Potem miotam się po domu w oczekiwaniu, aż dostanę książkę w swoje ręce. Tak też było w tym przypadku.

Pierwsze karty powieści wciągają nas w jakże plastyczny, niesamowity i tajemniczy świat, byśmy po chwili zostali przerzuci i wypluci zanim w ogóle zorientujemy się, że dotarliśmy do końca. I choć pierwszy tom może zostawić mieszane uczucia, pozostawia bowiem wrażenie, że autor przesadził, pewne rozwiązania i pomysły zachwiały tym niesamowitym specyficznym światem, a kolejny tom zawiera jeszcze kilka podobnych niebezpiecznych pomysłów, w ostatecznym rozrachunku wszystko wychodzi książce na dobre i tworzy jeszcze bardziej niepowtarzalny klimat. Tak więc nie kręćcie nosem, nie narzekajcie, przeczytajcie do końca i wtedy ocenicie czy to co mogliście uważać za takie złe, było takie naprawdę. Podobnie wyglądają dwa kolejne tomy, wsiąkamy w lekturę i zostajemy wyrzuceni zanim się obejrzymy. Ostatni tom jest zaś najgorszy, Ci bardziej nerwowi czytelnicy mogą mieć destruktywny wpływ na swoje otoczenie, Ci mniej nerwowi uraczą autora długą wiązanką niezbyt przyjemnych epitetów. Każdy tom kończy się typowym cliffhanger'em, więc jeśli nie mamy kolejnego tomu, szybko biegniemy po niego do księgarni. Tyle, że w przypadku trzeciego pojawia się poważny problem, nie doczekał się on jeszcze kontynuacji. 

Było już ogólnie, teraz pora na konkrety. PLO jest drugą pozycją o tak specyficznym gatunku z jakim się dotychczas spotkałem. Jest to połączenie fantasy i sf i to niezwykle udane. Niedaleka przyszłość, ludzkość posiada możliwości eksploracji kosmosu, odkryto zamieszkałą planetę na którą wysłano zespół ośmiu naukowców mających za zadanie zamieszkać na uboczu, upodobnić do mieszkańców i prowadzić badania. Zbieranie próbek, badanie życia, obyczajów, język, religia, geografia itd. Niestety kontakt się urywa, rozpoczyna się więc szkolenie zespołu, który ma udać się na planetę, zorientować w sytuacji i uratować naukowców. Szkolenie trwa rok, a w między czasie na ziemi wychodzi ustawa, która zabrania wszelkich działań na zamieszkałych planetach, a nawet ich satelitarnej obserwacji. Taka nawet najmniejsza ingerencja może spowodować zmianę kierunku rozwoju mieszkańców, może być bodźcem, który inaczej ukształtuje ten świat. Jednakże jako, że trening się odbył, niemałym wysiłkiem ludzkim i kosztami, zarząd odpowiedzialny za szkolenie podejmuje decyzję o wysłaniu w całkowitej tajemnicy jednego człowieka. Wybór pada na naszego bohatera, jakżeby inaczej. Vuko Drakkainen pół Polak, pół Fin wyposażony w najnowsze zdobycze technologiczne zostaje wysłany na obcą planetę. Ma dokładnie rok na rozeznanie się w sytuacji, uratowanie naukowców i ewentualne posprzątanie bałaganu, który narobili lub ich samych jeśli stali się poważnym zagrożeniem. Za rok bowiem od chwili przybycia na planetę pojawi się lądownik, który ich zabierze, do tego czasu jest zdany tylko na siebie. Zostaje wyposażony w niezwykle ostry i wytrzymały miecz, zbroje stylizowaną na tutejszą, ale wykonaną z najwytrzymalszych materiałów dostępnych na ziemi, kilka innych drobiazgów i cyfral. Jest to pasożyt umieszczony w mózgu, który zwiększa umiejętności bojowe użytkownika, pozwala widzieć w podczerwieni, a także jest swoistą bazą danych z informacjami o tym świecie, umożliwiającym między innymi bezproblemowe porozumiewanie się w tutejszych językach. Lecz to wszystko tylko przedmioty, wspomagacze które może stracić i nic z tych rzeczy nie zastąpi mu zdrowego ludzkiego rozsądku i nie wykona za niego misji. Świat do którego trafia Drakkainen przypomina nasze średniowiecze, ludzie zaś żyjący na terenach na których znalazł się Vuko, Wikingów. Tyle, że z jednym małym mankamentem.... w tym świecie istnieje magia. A dzięki tej magii wszelka możliwa elektronika szaleje. Co ciekawe nie jest to taka zwykła magia, z którą do tej pory mieliśmy okazję obcować. To bardzo dziwna i pokrętna magia, której normalni ludzie się boją i unikają jak ognia, a tylko szaleńcy po nią sięgają, później często tego żałując. Już pierwsze 2-3 rozdziały przekonają nas, że bohater wcale nie będzie miał łatwego zadania. Pytania się piętrzą, a odpowiedzi brak.

Vuko na swój sposób bardzo przypomina znanego dobrze wszystkim miłośnikom fantasy wiedźmina Geralta. To ten sam typ postaci, twardy, małomówny i cholernie niebezpieczny. Jeśli już otwiera usta to zazwyczaj rzuca jakimiś cynicznymi uwagami, które bawią czytelnika. W swoich podróżach czasem wspomina ziemie i ojczyste kraje. Ze wspomnień tych kreuje się dość ubogi obraz, jednakże jest on interesującą ciekawostką. Nie wszystko wygląda tak kolorowo jak by się zdawało, widać że nasz świat zmienił się niekoniecznie na lepsze, lecz Vuko w swoich wspomnieniach nie odnosi się do przeszłości, opisywany świat to jedyny jaki zna i akceptuje go bez nawiązywania do tego jak było kiedyś. Często zaś porównuje swój świat z tym który go otacza, w efekcie czego czytelnik nie raz parsknie rozbawiony, czy wybuchnie śmiechem. Szczególnie bawią momenty kiedy zirytowany Drakkainen zaczyna raczyć otoczenie wiązkami przekleństw w mieszance kilku różnych języków ^^

Akcja powieści została podzielona na dwa wątki. Kilka pierwszych rozdziałów wprowadza nas w nowe otoczenie i pozwala zapoznać się z postacią Vuko. Później rozdziały dotyczące Drakkainena przeplatają się z rozdziałami o całkiem innym klimacie. Drugim wątkiem jest historia Filara, cesarskiego syna, tohimona klanu Żurawia z kraju leżącego niemalże na drugim końcu świata względem miejsca gdzie zaczynamy podróż razem z Vuko. Obserwujemy losy Filara, jego dzieciństwo, nauki, poznajemy funkcjonowanie cesarstwa i jego historię. Potem zaś towarzyszami Filarowi w trudnej drodze w odległe zakątki kontynentu, kiedy to jego dotychczasowy świat zaczyna się walić, a on traci wszystko co było mu do tej pory znane. Pozornie niemające ze sobą nic wspólnego historie powoli zaczynają się dopełniać.

Jarosław Grzędowicz czaruje nas słowem jak mało który autor. Porywa w wir niesamowitej przygody pełnej zabawnych chwil, zaskoczenia czy momentów napięcia. Uważam, że to obowiązkowa lektura dla każdego wielbiciela fantastyki. Sam z niecierpliwością oczekuję kolejnego tomu i choć nie śpieszno mi do rozstania z Vuko i Filarem to mam cichą nadzieję, że nie będziemy torturowani oczekiwaniem na kolejne tomy. Z tego co czytałem wynika, iż PLO na początku miał być jednotomową powieścią, lecz z racji swojej objętości zaczął być dzielony na kolejne części. Mam nadzieję, że nie zostanie on sztucznie rozciągnięty i zachowa do końca wysoki poziom.
środa, 10 sierpnia 2011 | By: Harashiken

Skromne początki

Był już wpis powitalny, teraz może warto by napisać jak zaczęła się moja przygoda z książkami i czego możecie oczekiwać po tym blogu. Może trudno w to uwierzyć, ale zaczęło się od lektury szkolnej ;) Oto pierwsza książka z gatunku szeroko pojętej fantastyki jaką przeczytałem:
Opowieści o pilocie Pirxie lektura klasy 4 (o ile mnie pamięć nie myli) szkoły podstawowej. Pierwsza i niemal ostatnia lektura, którą przeczytałem z przyjemnością. Pójście dalej tą drogą zawdzięczam zaś mojej polonistce i wychowawczyni zarazem, która wszystkim tym, którym spodobały się "Opowieści..." poleciła sięgnięcie po Dzienniki Gwiazdowe. Potem było jeszcze kilka lżejszych Lemów, które akurat miałem w domu na półce. Cięższe zaś obecnie czekają na lepsze czasy ^^ Ale miało być o początkach. Tak więc do początków wracamy, było o s-f, natomiast jeśli chodzi o fantasy to pierwszy był... a jakże Władca Pierścieni :) Albo Hobbit, również w podstawówce, za sprawą premiery ekranizacji i szerzącej się opinii jakoby książka była o niebo lepsza. Z biegiem lat człowiek przekonał się na własnej skórze, że żadna ekranizacja książki nie przebije, a mało, która zbliży się chociaż do poziomu papierowego pierwowzoru :) Jak już napisałem nie wiem co było pierwsze, Hobbit stał na półce, Władce Pierścieni musiałem kupić tyle pamiętam, ale które pierwsze przeczytałem naprawdę nie wiem. W okresie podstawówki i na początku gimnazjum sięgałem również po przygody Pana Samochodzika, kustosza muzeum lubującego się w zagadkach i poszukiwaniu zaginionych skarbów. Potem jednak przerzuciłem się całkowicie na fantastykę, próbowałem się również z Grahamem Mastertonem. Tak wiem, pewnie wiele osób powiedziałoby mi, że to nie najlepszy wybór jeśli chciałem zająć się na poważnie powieściami grozy, ale przyznam, że styl Mastertona po prostu mi się podobał. Łatwo i przyjemnie się czytało, zdarzały się lepsze i gorsze historie, ale bardzo miło go wspominam. W tamtych czasach zamierzałem przeczytać wszystkie jego dzieła i zapełnić półkę wydaniami Albatrosa, ale jak do tej pory plan nie został zrealizowany. Na półce stoi 7 jego książek, a przeczytałem niewiele więcej. Czas zaś i fundusze poświęcam na fantasy i sf. Ale być może, któregoś dnia.. kto wie? ;)

Teraz pora na to czego możecie się spodziewać. Tak jak napisałem lubuję się w fantasy i sf, więc innych gatunków na moim blogu nie uświadczycie. Na pewno pojawią się jakieś opinie/recenzje, wszystko jednak zależy od tego czy dużo będę miał do powiedzenia na temat tego co przeczytam lub od weny na pisanie o tym co już kiedyś przeczytałem. A na to drugie zaważy również jak wiele zapamiętałem z lektury ;) Ponadto co jakiś czas trafią się stosiki, które postaram się przybliżyć, a od czasu do czasu jakieś wpisy z dywagacjami okołofantastycznoksiążkowymi czy przemyślenia na temat mojej biblioteczki. Mam nadzieję, że blog wkrótce spotka się z zainteresowaniem, bo kiepsko się pisze ze świadomością, że jest się jedynym czytelnikiem. Tak więc jeśli już ktoś tu trafił dajcie znać! Zostawcie po sobie ślad w komentarzach, powiedzcie co myślicie. Zapraszam i życzę przyjemnej lektury.
czwartek, 4 sierpnia 2011 | By: Harashiken

Porządki...

Kilka dni temu zabrałem się za sprzątanie mojej przeglądarki i oto co znalazłem:
Dokładniej rzecz ujmując był to link do Adepta Magii na stronie Polter'a pochodzący chyba z czasów kiedy nie posiadałem nawet offline'owego spisu książek nie mówiąc już o koncie na lc. Czterotomowy cykl Opowieść o wojnie światów autorstwa Raymond'a E. Feist'a to fantasy powstałe w latach 80tych kiedy to gatunek nie miał jeszcze takiego wzięcia, ani rozmachu, wydane w Polsce w latach 90tych. Mam wrażenie, że znów wdepnąłem. Czemu? Z dwóch powodów. Primo owy cykl ukazał się nakładem wydawnictwa Zysk i S-ka i chyba nie zyskał wielkiej popularności. Nie można więc liczyć na reedycje, pozostaje rozglądać się za wydaniem numer jeden. Księgarnie internetowe i zwykłe zapewne już takowych nie posiadają, posiłkując się więc zacnym serwisem ludzi w potrzebie, znaczy się allegro ^^ znalazłem tom 2 i 4 w cenie 50-80 zł. W przypadku ostatniego było to właśnie 80 zł a stan pozostawiał wiele do życzenia. Zatem mój portfel mocno ucierpi, choć nie wiem kiedy, bo w planach jest znacznie więcej ważniejszych pozycji. Secundo Feist stworzył 10 cykli (2-5 tomowych) opisujących światy Midkemia i Kelewan. Niektóre jeszcze niewydane w Polsce, inne nadal tworzone. Jeśli więc pierwszy z nich mnie zachęci... cóż czeka mnie ciężka przeprawa i długie polowanie. Rzec jeszcze należy, że okładki są zacne, nawet bardzo zacne w szczególności te należące do pierwszego cyklu i w dużej mierze tych, które wydał jeszcze Zysk. Idealnie trafiają w mój gust bowiem uwielbiam okładki w stylu Borisa Vallejo czy Mick'a van Houten'a.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...