Tytuł: Peanatema
Wydawnictwo: MAG
Oprawa:twarda z obwolutą
Liczba stron: 945
Status: posiadam
Ocena: 6/6
W Koncencie Saunta Edhara zbliża się apert unarystów, który zbiegnie się w czasie wraz z apertem decenarystów. Fid Erasmas jest poddenerwowany, to jego pierwszy apert od kiedy jako mały chłopiec trafił do koncentu i pierwsza możliwość wyjścia extramuros. Ponadto niedługo po apertach odbędzie się kwalifik, na którym będzie musiał dokonać wyboru kapituły. Najznamienitszą kapitułą w koncencie są Edharczycy, ci jednak to wybitni teorowie i Erasmas obawia się, że mógłby im nigdy nie dorównać i zawieść ich oczekiwania. Wszystkie te obawy stają się jednak mało ważne w chwili gdy dzwony tumu, wybijają wezwanie na dwa niezwykle rzadkie ryty. Najpierw na voco, a kilka dni później ku przerażeniu wszystkich na peanateme.
Tak najlepiej można by opisać początek opowieści i przedstawić charakter książki. Uatrakcyjnienie powieści i odróżnienie jej od innych dzieł to nie jedyne powody zastosowania takiej ilości neologizmów. Prawdziwe powody poznamy jednak w trakcie lektury, wraz z rozwojem fabuły, mniej więcej w połowie książki. Niektórych słownictwo może przerazić lub zniechęcić, jednak Peanatema nie byłaby tą samą niesamowitą książką gdyby nie ono. Poza tym na końcu znajdziemy glosariusz, który rozwieje wszelkie nasze wątpliwości dotyczące terminologii. Mnie jej przyswojenie zabrało około 200 stron, potem z glosariusza korzystałem już tylko sporadycznie. Przyznam szczerze, że ten moment przyniósł mi pewną ulgę, kiedy to mogłem się zagłębić w lekturę bez potrzeby zerkania co chwilę na koniec książki, jednak z początku dochodzenie do tego o czym mówią bohaterowie daje dużo frajdy.
Nie tylko ilość neologizmów, ale także opasły tom mógłby odstraszyć niejednego, nie ma się czego obawiać. Peanateme czyta się bardzo przyjemnie, a stworzenie całkiem nowego słownictwa sprawia, że lektura jest jeszcze bardziej intrygująca i wciągająca. Sama fabuła do odkrywczych nie należy, to opowieść jakich wiele, jednakże koncepcja świata, jego niesamowita, bogata historia, a przede wszystkim teoryka, czynią ją niezwykłą. Teoryka to połączenie nauk ścisłych jak matematyka czy fizyka z logiką i filozofią. Wykształciła się ona wśród najwybitniejszych umysłów, które zostały zamknięte w murach koncentów i pozbawione wszelkiej zaawansowanej technologii. Świat Peanatemy to świat podzielony na dwie odrębne części. Extramuros czyli świat zewnętrzny zamieszkały przez normalnych ludzi, rzemieślników, biurokratów itd. i intramuros czyli świat matemowy za murami koncentów, który zamieszkują deklaranci będący swego rodzaju badaczami, naukowacami. Na co dzień nie licząc apertów te dwa odrębne światy nie mają ze sobą prawie nic wspólnego, teraz jednak w obliczu nadchodzących wydarzeń odwieczne reguły będą musiały ulec zmianie.
Powieść Stephensona pełna jest praw fizycznych, matematycznych dowodów i twierdzeń, filozofii, czy też logicznych wywodów, których głównym źródłem są dialogi prowadzone przez bohaterów. Koncepcja deklarantów od razu przywodzi na myśl greckich filozofów. Wszystko to jest jednak podane w bardzo przystępnej formie, a z pozoru skomplikowanie brzmiące teorie okazują się być całkiem łatwe to pojęcia.
Peanatema to moim zdaniem książka, z którą powinien zapoznać się każdy zainteresowany fantastyką, a zwłaszcza sf. Dzieło niezwykłe i wybitne, a także ozdoba każdej biblioteczki ;) Dzięki niej nie omieszkam sięgnąć w przyszłości po inne dzieła Stephensona.