Tytuł: Imię Wiatru
Cykl: Kroniki Królobójcy
Wydawnictwo: Rebis
Wydawnictwo: Rebis
Oprawa: miękka
Liczba stron: 873
Status: posiadam
Ocena: 5/6
Mam na imię Kvothe, wymawiane niemal jak "quothe". Imiona są istotne. Mówią wiele o ich właścicielu. Miałem wiele imion, więcej niż ktokolwiek mógłby otrzymać.
Adem - tak nazywają mnie Meadre. W zależności od wymowy, oznaczać może to Płomień, Piorun lub Złamane Drzewo.
"Płomień" - dość oczywiste, jeśli kiedykolwiek mnie widzieliście, z moimi krwistorudymi włosami. Gdybym urodził się klkaset lat wcześniej, prawdopodobnie spłonąłbym na stosie jako demon. Staram się zapanowac nad moimi włosami, ale wystarczy chwila zapomnienia, a rozczochrane wyglądają, jakby stały w płomieniach.
"Piorun" to najprawdopodobniej odniesienie do mojego potężnego głosu, trenowanego na scenie od najmłodszych lat.
Nigdy nie przywiązywałem zbytniej wagi do imienia "Złamane Drzewo". Choć, gdy spojrzę w przeszłość, można uznać, że w dużej części było ono prorocze.
Mój pierwszy mentor nazywał mnie E'lir, ponieważ byłem inteligemntny i dobrze o tym wiedziałem. Moja pierwsza kochanka nazywała mnie Dulator, ponieważ lubiła brzmienie tego imienia. Byłem nazywany Shadicar, Lekkopalcy, Sześć Strun. Wołano na mnie Kvothe Bezkrwawy, Kvothe Arcane, Kvothe Królobójca. Zasłużyłem na te imiona. Drogo za nie zapłaciłem.
Ale dorastałem jako Kvothe. Ojciec powiedział mi, że to znaczy "wiedzieć".
Miałem także mnóstwo innych przydomków, wiele z nich całkiem paskudnych, ale żaden nie był niezasłużony.
Wykradałem królom księżniczki. Spaliłem miasto. Spędziłem noc u Felurian i uszedłem od nich zarówno z życiem jak i przy zdrowych zmysłach. Gdy wyrzucono mnie z Tego Uniwersytetu, byłem młodszy, niż ci, którzy próbowali się tam dopiero dostać. Włóczyłem się nocą po scieżkach, o których boicie się nawet mówić w świetle dnia. Rozmawiałem z bogami, kochałem kobiety i tworzyłem pieśni, przy których minstrele płakali.
Mogliście o mnie słyszeć.
Adem - tak nazywają mnie Meadre. W zależności od wymowy, oznaczać może to Płomień, Piorun lub Złamane Drzewo.
"Płomień" - dość oczywiste, jeśli kiedykolwiek mnie widzieliście, z moimi krwistorudymi włosami. Gdybym urodził się klkaset lat wcześniej, prawdopodobnie spłonąłbym na stosie jako demon. Staram się zapanowac nad moimi włosami, ale wystarczy chwila zapomnienia, a rozczochrane wyglądają, jakby stały w płomieniach.
"Piorun" to najprawdopodobniej odniesienie do mojego potężnego głosu, trenowanego na scenie od najmłodszych lat.
Nigdy nie przywiązywałem zbytniej wagi do imienia "Złamane Drzewo". Choć, gdy spojrzę w przeszłość, można uznać, że w dużej części było ono prorocze.
Mój pierwszy mentor nazywał mnie E'lir, ponieważ byłem inteligemntny i dobrze o tym wiedziałem. Moja pierwsza kochanka nazywała mnie Dulator, ponieważ lubiła brzmienie tego imienia. Byłem nazywany Shadicar, Lekkopalcy, Sześć Strun. Wołano na mnie Kvothe Bezkrwawy, Kvothe Arcane, Kvothe Królobójca. Zasłużyłem na te imiona. Drogo za nie zapłaciłem.
Ale dorastałem jako Kvothe. Ojciec powiedział mi, że to znaczy "wiedzieć".
Miałem także mnóstwo innych przydomków, wiele z nich całkiem paskudnych, ale żaden nie był niezasłużony.
Wykradałem królom księżniczki. Spaliłem miasto. Spędziłem noc u Felurian i uszedłem od nich zarówno z życiem jak i przy zdrowych zmysłach. Gdy wyrzucono mnie z Tego Uniwersytetu, byłem młodszy, niż ci, którzy próbowali się tam dopiero dostać. Włóczyłem się nocą po scieżkach, o których boicie się nawet mówić w świetle dnia. Rozmawiałem z bogami, kochałem kobiety i tworzyłem pieśni, przy których minstrele płakali.
Mogliście o mnie słyszeć.
Tymi słowami Kvothe rozpoczyna opowieść swojego życia. Kim jest Kvothe? A no właśnie. Kvothe to trzydziestoparo letni oberżysta we wsi położonej na takim odludziu, że mało kto raczy tutaj zaglądać. Idealne miejsce dla kogoś kto chce uciec od swego życia, zaszyć się i zapomnieć. Tylko któż chciałby usłyszeć historię życia oberżysty? Kvothe to człowiek, który na długo przed swoją śmiercią stał się legendą, błyskotliwy uczeń, genialny muzyk, potężny mag i człowiek za którego głowę wyznaczono niemałą nagrodę, a obecnie złamany, zniszczony przez życie i przygnieciony jego ciężarem oberżysta. Opowieść Kvothe to historia z jaką do tej pory nigdy się nie spotkałem w fantasy, to historia upadku kogoś kto mógł mieć u swoich stóp cały świat lecz z powodu popełnionych błędów stracił dosłownie wszystko.
Devan Lochees znany bardziej jako Kronikarz lub Ten Kronikarz, jadąc na umówione spotkanie z hrabią Baedn-Bryt trafia do gospody Kvothe, rozpoznaje go i namawia na opowiedzenie historii swego życia.
Kvothe należał do Edema Ruh, wędrownych aktorów i to nie byle jakich. Trupa w której się urodził była szeroko znana, szanowana i wyczekiwana, a kiedy zawitała do jakiegoś miasteczka dzień ten stawał się niemal świętem. Niestety sielanka nie trwa wiecznie, bowiem gdyby trwała nie byłoby naszej opowieści. Rodzice bohatera zwrócili na siebie uwagę kogoś lub też czegoś o czym lepiej głośno nie wspominać i tym sposobem Kvothe musiał zacząć sobie radzić sam w życiu. Po niełatwych początkach trafia w końcu na Ten Uniwersytet z którym związuje swoje losy na długi czas. Nasz bohater osiada na dłużej w jednym miejscu, śledzimy jego losy na uniwersytecie, wszelkie perypetie, narastające konflikty, wieczne problemy finansowe, poznajemy także źródła kilku z jego mian, które w rzeczywistości nie okazują się tak niezwykłe i niesamowite jakby można było sądzić z opowieści. Pojawia się również Denna, postać niezwykła i tajemnicza, która moim zdaniem odegrać może ważną rolę w nadchodzących wydarzeniach.
Opowieść przeplata się z wydarzeniami z gospody, w których to możemy poznać obecnego Kvothe, jego tajemniczego pomocnika i ucznia Basta, a także zachodzić w głowę co tak odmieniło tego człowieka. Kiedy już rozpocznie się opowieść do gospody powracać będziemy dość rzadko jednak w tych krótkich przerywnikach pojawiają się sceny i informacje nie mniej ważne od tych z opowieści. Chwilami może nawet będą one ważniejsze i bardziej intrygujące, bowiem to ich wyjaśnienia i początków będziemy szukać w opowieści Kvothe.
Niestety piszę z perspektywy czasu, nie jestem więc w stanie wypowiedzieć się o stylu autora, korekcie i podobnych sprawach. Pozostały mi w pamięci najważniejsze wydarzenia i mgliste pojęcie o tych drobniejszych sprawach. Nadrobię to jednak przy recenzji kolejnego tomu. Ogółem jednak pierwszy tom sprawia bardzo pozytywne wrażenie i zapowiada ciekawą historię odmienną od tego co dane mi było doświadczyć do tej pory. Należy jeszcze dodać, iż "Imię Wiatru" posiada otwarte zakończenie, niewiele zostało wyjaśnione, a z bohaterem rozstajemy się po incydencie z tytułowym imieniem wiatru, jednak nie jest to jakiś moment, który byłby granicznym dla opowieści i wyznaczał nowy rozdział w życiu bohatera. Zachęcam do zapoznania się z tą książką, nie powinniście żałować :)
9 komentarze:
Jak tutaj Ci otwarte zakończenie nie pasi, to poczekaj na koniec drugiego tomu. :-/
Tyle dobrego o niej słyszałam... Chętnie przeczytam kiedyś. Ale ciekawe kiedy ha ha... :P
Jeden z ciekawszych debiutów zeszłego roku. Obie części bardzo mi się podobały. Z niecierpliwością czekam na trzecią część.
Jak tak sobie patrzę na ten tekst z książki, to widać wyraźnie, że czasem brak danych może być mylący dla tłumacza.^^ Felurian (w drugim tomie Feluriana) to jedna osoba płci żeńskiej, a nie lud. Kilka przydomków też dalej brzmiało inaczej.
Ale do rzeczy.:) Osobiście książkę uwielbiam, mimo że bohater może się wydać zbyt idealny, zbyt dzielny i zbyt pokrzywdzony przez los, aby go polubić. Ale to generalnie nie jest prawdą.;)
Największą wadą jest chyba fakt, że jeśli chodzi o meritum historii, prawie nic się nie wyjaśnia.
Chciałabym kiedyś przeczytać, tym bardziej że coś mnie ciągnie do fantastyki :) A o tej książce wiele słyszałam...
Na pewno się zapoznam, kwestia tylko kiedy. ;)
Muszę na nią zapolować! :)
Fenrir: Byłbyś łaskaw wskazać mi miejsce, w którym narzekam na zakończenie?
Immora: Jak dobrze ja to "kiedyś" znam :)
Stayrude: Zeszłego roku? "Imię Wiatru" to 2008 ;)
Moreni: Ooo to ciekawe, wiesz ja liczyłem na lud :/
Oj widziałem bohaterów znacznie bardziej idealnych ;) Fakt, dwie części drugiego tomu też nie bardzo ponoć popychają wszystko do przodu.
Trinity801: To bardzo dobrze Cię ciągnie ;)
Viginti Tres: Nieodłączny dylemat każdego czytelnika ^^
zaczytana-w-chmurach: Życzę owocnych łowów. :)
zaciekawiłeś mnie. Jednak nie znoszę otwartych zakończeń, zwłaszcza po przygodzie z Pierumowem, więc póki na horyzoncie nie pojawią mi się dwa tomy jednocześnie, to szukać usilnie nie będę. :D
Prześlij komentarz
Ostatnio postanowiłem otworzyć komentarze dla wszystkich. W związku z tym przestroga - komentujących anonimowo proszę o podpisywanie się. Komentarz anonimowy + wątpliwa jego wartość = śmietnik to samo tyczy się podpisanych komentarzy anonimowych, które uznam za zwykły spam. Anonimów proszę również o stosowanie chociaż podstawowych zasad ortografii. Porządek musi być, dziękuję, dobranoc!