czwartek, 28 marca 2013 | By: Harashiken

Głowobójcy

Autor: Tomasz Kołodziejczak
Tytuł: Głowobójcy
CyklDominium Solarne
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 311
Status: posiadam
Ocena: 3+/6

Po trochę słabszym "Schwytanym..." chętny na dalsze przygody z Dominium Solarnym chwyciłem po zbiór opowiadań osadzony w tym właśnie uniwersum i... zawiodłem się. Na pewno nie jest to lektura zła, co to to nie, jednak po tym co naczytałem się o Dominium w poprzednich tomach spodziewałem się znacznie bardziej "soczystych" opowiadań, ukazujących okropności tej kosmicznej machiny.

Sześć opowiadań i gra paragrafowa i to chyba ona jest najciekawszym elementem zbioru. Tytułowi "Głowobójcy", "Dotyk pamięci", "Lotniarz" i "Wrócę do ciebie, kacie" to opowiadania, o których warto wspomnieć. Pozostałe dwa czyli "Nocny koncert" i "Nocni żeńcy" nie wywarły na mnie zbytnio wrażenia, były nijakie i mało interesujące. Ot opowieść o pracach archeologicznych i odkrytych pozostałościach innej rasy, a także o wypadku promu kosmicznego i spotkaniu z "szaloną" sektą ekologicznych fanatyków.

Co zaś się tyczy pozostałych opowiadań to na dobrą sprawę ich największym atutem jest to, że były lepsze od wspomnianych dwóch.

"Głowobójcy" to odrobina kryminału w kosmicznej otoczce. Ekipa zajmująca się terraformowaniem planet musi zmierzyć się z problemem ekologicznych terrorystów, którzy biorą ich sobie za cel. Główny bohater, jeden z pracowników ma za zadanie przeprowadzić śledztwo i odkryć kto i w jaki sposób dokonuje zabójstw. Do pomocy ma przydzielonego z Dominium "zombie". Jest to wynalazek współczesnej technologii, żywe ciało pozbawione "gospodarza" przez które po specjalnym przygotowaniu mogą łączyć się i wykorzystywać je oddaleni o lata świetlne specjaliści Dominium, w tym przypadku lekarz, informatyk i przedstawiciel Dominium. Opowiadanie dobre choć na kolana nie rzuca i co dziwne ukazuje DS w raczej dobrym świetle, jako całkiem przyjaznych współpracowników.

"Dotyk pamięci" to historia zakazanej miłości na planecie na której wszelkie aspekty życia podyktowane są przez tamtejszą religię. Pozbawione akcji opowiadanie, przepełnione jest emocjami pary, której nieszczęściem było urodzić się na takiej planecie. Jednocześnie opowiadanie ukazuje praktyki często stosowane w Dominium. Dostatecznie bogate sekty czy kulty mogły wykupić całe planety często oddalone od najbliższej bramy hiperprzestrzennej dzięki czemu spokojnie z dala od intruzów kultywowały swoje wyznania.

"Lotniarz" to opowieść ukazująca stowarzyszenie miłośników ekstremalnych doznań. Lotniarstwo jest tu nie tylko czymś co można by nazwać sportem ekstremalnym ale i sposobem na życie dla niektórych ludzi. Lata ciężkich ćwiczeń, nowoczesna technologia w postaci sprzęgów, kombinezonów itp i już można samodzielnie odbyć w atmosferze gazowych planet. Tyle tylko, że choć doznania na pewno są niesamowite i warte wysiłków to najmniejszy błąd może kosztować życie. Dlatego też do klanu lotniarzy przyjmuje się tylko nielicznych, podczas gdy reszta amatorów lotniarstwa zadowolić się musi zadowolić się lotami kontrolowanymi i asekurowanymi przez doświadczonych lotniarzy. Opowiadanie dobre, trochę akcji, trochę dramatyzmu, piękno kosmosu, a także ukazanie Dominium od strony tak licznych i różnorodnych sekt, klanów i zrzeszeń.

"Wrócę do ciebie, kacie" to kolejne opowiadanie o planecie zdominowanej przez wyznawców specyficznej wiary. Choć mieszkańcy planety nie byli zamknięci na innych, a planeta była popularna wśród turystów, rządziła się swoimi specyficznymi prawami. Każde miasto posiadało swojego kata, który wymierzał na publicznych egzekucjach sprawiedliwość skazanym przez sąd. Jak nietrudno się domyślić takim katem jest główny bohater, któremu nieszczęśliwie przyszło ściąć członka sekty Wdowców. Nie zagłębiając się w szczegóły rzeknę tylko, że ich wyznanie opiera się na klonowaniu, więc śmierć nie jest dla nich ostateczna. Nieszczęśliwie się stało, że tożsamość skazanego została odkryta dopiero po egzekucji, a w trakcie tejże, skazany obiecał wrócić i się zemścić. Konflikty pomiędzy różnymi sektami, grupami wyznaniowymi, czy prawami jakimi rządzą się planety wspólnoty Dominium to jeden z wielu problemów z jakimi muszą sobie radzić tak różnorodne imperia kosmiczne.

Jeśli ktoś jest fanem Kołodziejczaka to oczywiście jest to pozycja obowiązkowa, w przeciwnym wypadku jednak, zwłaszcza jeśli jesteście już po lekturze przygód Daniela Bondaree i macie ochotę na więcej to zbiór ten może was rozczarować. 

3 komentarze:

Moreni pisze...

To ja sobie nie sięgnę raczej. W ogóle z każdą kolejną opisywaną przez Ciebie książką "Dominium Solarne" wydaje mi się coraz mniej atrakcyjne.

Oraz: facet z wielkim mieczem na okładce może mi się kojarzyć najwyżej z postapo, jeśli o SF chodzi. Nic dalej w kosmos (chyba że manga, bo tam się wszystkiego można spodziewać).

PS. A będzie jakaś relacyjka z Pyrkonu i prezentacja zdobyczy, czy odpuszczasz w tym roku?;)

Zerr pisze...

Głowobójców czytałem i przyznam się szczerze, że od tego zacząłem przygodę z Dominium Solarnym, jak i skończyłem - na tą chwilę. Niestety, nie mam czasu na przeczytanie dwóch pozostałych książek z tego cyklu, ale czekają na półce od... No, długo już.

Z twórczości Kołodziejczaka czytałem jeszcze Czarny Horyzont, który jakoś nazbyt interesujący mi się nie wydał, niestety. Mam jednak zamiar zainwestować w Czerwoną Mgłę jakoś na dniach, bo wypłata zasiliła konto i można poszaleć po księgarniach :P W końcu!

Odnośnie recenzowanej przez Ciebie książki, to mam dość podobne zdanie, choć nie recenzowałem u siebie, bo czytałem jeszcze przed założeniem bloga. Być może kiedyś jeszcze raz do niej wrócę, a gra paragrafowa była ciekawa, jednak rozpracowałem ją chyba w pół godziny... Zatem, krótko - choć kartek zajmuje całkiem sporo...

A jeśli chodzi o samą okładkę - to mi bardziej kojarzy się ta postać z typowym dark fantasy. Takim, gdzie miasta są stalowo-organicznymi konstrukcjami, po ulicach szlaja się banda mutantów, a ludzkie życie warte jest funta kłaków... Jak w książkach Rafała Orkana, na ten przykład - które bardzo lubię, nota bene :)

Kończę już i pozdrawiam, bo się rozpisałem ;)

Harashiken pisze...

Moreni: To poczytaj recenzję innych :) Ja nie jestem obiektywny, obiektywizm nie istnieje :D

Facet z wielkim mieczem na okładce nawiązuje do tytułu zapewne, tyle że pasować mógłby do tytułowego opowiadania o tyle o ile autor okładki sugerowałby się jedynie tytułem do zawartości nawet nie zajrzawszy. W innym wypadku nie wyobrażam sobie na czym mógłby opierać się autor okładki tworząc taką grafikę.

Będzie, powoli rodzi się w bólach.

Zerr: Cóż to zachęcam, są zdecydowanie lepsze od zbioru opowiadań.

"Czarny Horyzont" również czytałem i pomimo plączących się wszędzie średnich ocen mnie osobiście nawet się podobał, choć fajerwerków nie było. Ciekawy świat i ciekawe połączenie, które fakt faktem nie każdemu do gustu może przypaść.

Co do okładki to j.w. A skojarzenia owszem też mam podobne, dark fantasy, albo postapo, mutanty, wypalona ziemia, nienawistne słońce i jacyś łowcy głów przemierzające wszechobecne wypalone słońcem równiny.

Prześlij komentarz

Ostatnio postanowiłem otworzyć komentarze dla wszystkich. W związku z tym przestroga - komentujących anonimowo proszę o podpisywanie się. Komentarz anonimowy + wątpliwa jego wartość = śmietnik to samo tyczy się podpisanych komentarzy anonimowych, które uznam za zwykły spam. Anonimów proszę również o stosowanie chociaż podstawowych zasad ortografii. Porządek musi być, dziękuję, dobranoc!

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...