czwartek, 25 października 2012 | By: Harashiken

Diuna - początek wielkiej przygody

Autor: Frank Herbert
Tytuł: Diuna
Cykl: Kroniki Diuny
Wydawnictwo: Rebis
Oprawa: twarda z obwolutą
Liczba stron: 670
Status: posiadam
Ocena: 6-/6

Prawdę mówiąc nie wiem co mam napisać, dlatego też nie będzie to pewnie standardowa opinia. Szczerze powiedziawszy Diuna mnie nie poruszyła, nie poruszyła emocjonalnie żeby nie było jakichś niedomówień. Zdecydowanie lepiej pod tym względem wypadł mój numer jeden w tym podgatunku czyli cykl Hyperiona. Mam pewną zapewne słuszną teorię dlaczego też tak się stało, ale nie jest to tematem tego wpisu. Na pewno jednak nie odmówię "Diunie" geniuszu i magicznego wręcz magnetyzmu.

Wojna o władzę, wpływy i bogactwo między zwaśnionymi rodami nie jest tym co w fantasy, a tym bardziej w sf mnie pociąga, a mimo to dzieło Herberta przyciąga do siebie, lektura nie nuży, wręcz zachęca do przewracania kolejnych kart i poznawania dalszych losów rodu Atrydów i to już od pierwszych stron.

Mamy, więc podupadły i zapomniany ród Atrydów, który nagle dostaje pod opiekę pustynną planetę Arrakis zwaną Diuną. Od lat rządzona ona była przez bogaty i potężny ród Harkonnenów tym bardziej, więc podejrzana wydaje się owa nagła decyzja Imperatora. Oczywista pułapka staje się dla młodego Paula Atrydy drogą do wielkości, władzy i zemsty za krzywdy wyrządzone jego rodowi.

Jedynym zarzutem jaki mogę mieć w stosunku do tego dzieła to pojawiające się od pewnego momentu skoki w fabule. Z początku, ba! przez znaczną część książki akcja jest spójna, a poczynania bohaterów opisane bardzo szczegółowo. Biorąc pod uwagę jak wszystko się rozwija, nie sposób przewidzieć, że ten rozdział historii Diuny, rozdział z udziałem Paula Muad'Diba dobiega końca wraz z końcem książki. Wydawać by się mogło, że wojna z Harkonenami jeśli nie na całe 6 to chociaż jeszcze na jeden dwa tomy zostanie rozciągnięta. Tymczasem w pewnym momencie wszystko wygląda tak jakby autor nagle uznał, że za bardzo się rozpisał i zaczął stawiać coraz większe kroki by nadrobić zaległości i dobrnąć jak najszybciej do końca. Zaczyna się przeskakiwanie z miejsca na miejsce najpierw poważny skok potem już mniejsze kilkutygodniowe zaledwie, w których to jednak wydarzenia gnają na łeb na szyje, a nam nie dane jest śledzić nie tylko szczegółów wojny, ale także wspaniałych umysłowych i taktycznych zdolności Paula, które były tak wyraźne na początku i stanowiły wielki atut książki. W błyskawicznym tempie wydarzenie goni wydarzenie i nim czytelnik się spostrzega wszystko zostaje rozegrane. Niektóre zaś wątki wymagałyby poświęcenia więcej czasu i uwagi jednak z racji wyczuwalnego pośpiechu zostały spłycone, a ich potencjał został zupełnie niewykorzystany.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...